Ledwo wyrwawszy się z salwy uścisków i gratulacji, wyszedł na wciąż tętniącą życiem, oświetloną milionem świateł ulicę. Wziął głęboki oddech, czując jak jego nozdrza wypełnia mieszanka przeróżnych zapachów, których za cholerę nie potrafił zidentyfikować. Zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie; to był jeden z niewielu momentów, w którym mógł być sam. Tylko on i jego myśli, na jakie w szale dnia zawsze brakowało czasu. Czy był szczęśliwy? Wydawało mu się, że tak. Jednakże chwila samotności doskonale weryfikowała, że szczęście o jakim myślał było raczej złudne. Nie, to nie to, że nie był zadowolony ze swojego życia. Osiągnął bardzo dużo i tylko głupiec śmiałby narzekać. Ale czy to było definicją szczęścia?
"Kurwa!", zaklął pod nosem czarnowłosy chłopak, w ostatniej chwili unikając czołowego zderzenia ze słupem, tudzież innym ustrojstwem, które wyrosło mu na drodze. Szybko jednak zapomniał o niefortunnym incydencie i wrócił na właściwy tor. Ponownie pogrążył się w marzeniach; gdyby wtedy można było przenieść jego perspektywę w odrębny wymiar, znalazłby się sam, pośrodku oceanu, otoczony przez nieskazitelny błękit wody.
Czuł się spełniony. Lata temu postawił sobie pewien cel i go osiągnął, ale w tym wszystkim brakowało mu jednego skrawka układanki. Jednego elementu, aby zawiłość jego życia była kompletna.
Na zawsze.
Ponad wszelkie zło tego świata.
Odnajdę cię i od tej chwili będziemy MY, nigdy więcej JA i nigdy więcej TY. Po prostu MY. Na zawsze.
~
(...) Otoczeni od tyłu przez wysokie trawy, zaś od boków przez drzewa bujnie pokryte liśćmi i kwiatami, od przodu przez taflę wody, w której teraz odbijały się miliardy gwiazd. Znaleźli owe miejsce przypadkiem poszukiwawszy schronienia przed wszystkimi, aby móc być tylko dla siebie chociaż na parę chwil, które za każdym razem stawały się coraz rzadsze i cenniejsze. Nie brali wtedy pod uwagę, że coś, albo ktoś kiedykolwiek ich rozdzieli. Jednakże życie to splot zawirowań i nieplanowanych zwrotów akcji, niczym rollercoster - niby znasz jego tor, ale i tak co chwilę cię zaskakuje.
- To już... jutro...Tom... - wyszeptał czarnowłosy chłopak, nie odwracając wzroku od błyszczącej wody - Już jutro mnie zostawisz.
Siłą powstrzymywał łzy cisnące się do oczu. Czuł rozdzierającą go pustkę, na zmianę uderzały go fale zimna i gorąca. Ręce mu drżały, w żaden sposób nie umiał zapanować nad swoimi emocjami.
Siłą powstrzymywał łzy cisnące się do oczu. Czuł rozdzierającą go pustkę, na zmianę uderzały go fale zimna i gorąca. Ręce mu drżały, w żaden sposób nie umiał zapanować nad swoimi emocjami.
- Bill... - zaczął Tom, chwytając siedzącego obok niego chłopaka za rękę - Pamiętasz, co sobie obiecaliśmy?
- Jakże mógłbym zapomnieć? Ale, Tom, na litość boską! To jest ponad moje możliwości. Oni zabierają cię gdzieś tam do Ameryki, na drugi koniec świata. A ja? Chłopak z prowincji, bez niczego, zostawiony sam sobie...
Tom gwałtownie wyszarpnął rękę z uścisku Billa, nie dając mu dokończyć zdania i mocno chwycił go za ramiona.
- Bill! Bill, do cholery jasnej! - krzyknął, zmuszając go, aby spojrzał mu w oczy, dalej kurczowo trzymając jego ramiona - Obietnic nie składa się ot tak, bo nastrój tego wymaga. Nikt nie mówił, że to będzie proste. Sama sytuacja między nami jest zdrowo popieprzona, więc nie wymagaj od życia, aby obyło się bez przeszkód. Jednak nie zmienia to faktu, że ja w nas wierzę, rozumiesz? W nas! - stanowczo podkreślił ostatnie słowo - A teraz weź głęboki oddech i proszę, obiecaj mi tu i teraz, że to wszystko się tak nie skończy.
Bill siedział trochę jakby otumaniony, wpatrując się w krystalicznie czyste oczy Toma. Czuł się jakby pozostawał pod wpływem silnego narkotyku, który odebrał mu zdolność kontrolowania sytuacji i kojarzenia faktów. Wybuch chłopaka siedzącego naprzeciwko niego, tak gwałtowny i niespodziewany, zupełnie go zaskoczył. Wiedział, że bliska mu osoba liczy na niego i, że chociaż siła jego mięśni i ducha jest równa zeru… Nadzieja jaką jeszcze miał jakiś czas temu, ulotniła się niczym ptak wypuszczony na wolność, musi wziąć się w garść i walczyć dla niego - Toma - jedynej osoby na tym świecie, która potrafiła wywołać szczery uśmiech na jego twarzy.
- Odnajdę Cię, obiecuję. - odpowiedział Bill, kładąc rękę na policzku Toma. Delikatnie pogładził jego skórę, przesuwając kciuk rytmicznie w górę i w dół. Tom zbliżył się o kolejnych parę centymetrów, ujmując dłoń spoczywającą na policzku w swoją. Teraz dzieliły ich już tylko milimetry, każdy z nich wyraźnie czuł tempo bicia serca i przyspieszony oddech drugiego. Bill przesunął rękę z twarzy Toma na jego kark i przyciągnął chłopaka do siebie, po czym złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Tom szybko odwzajemnił czułość, jaką obdarował go czarnowłosy. Ich języki splotły się, a pieszczota stawała coraz namiętniejsza. Bill gwałtownie jak huragan dosiadł Toma okrakiem, objąwszy go w pasie nogami przyparłszy tors do umięśnionej klatki piersiowej. Ręce powędrowały w okolice brzucha, aby chwilę później sprawnie pozbawić go koszulki i odsłonić nagość skrywającą pod nią. Czarnowłosy przeniósł pocałunki na szyję, delikatnie muskając wargami skórę Toma. Powietrze wypełniał zapach ich podnieconych ciał. Oboje doskonale czuli, że już niedługo wytrzymają uwięzieni w dolnych częściach garderoby. Tom przejął inicjatywę. Uprzednio, wręcz zerwawszy z Billa koszulkę, zaczął walczyć z jego paskiem od spodni, wyraźnie czując nabrzmiałego i twardego penisa kochanka. Jednym sprawnym ruchem odepchnął go od siebie i pozbawił jego długie nogi materiału wraz z bokserkami. Bill teraz opierał się na łokciach, twarzą do blondyna, niespecjalnie zwracając uwagę na wbijające się mu w ciało gałązki i kamyczki. Tom uklęknął przed nim, rękami opierając się po obu stronach jego ciała. Zaczął całować jego szyję, później niespiesznie przesuwał się w stronę sutków, delikatnie łaskocząc je językiem. Czarnowłosy aż wzdrygnął się, a dreszcze przeszedły po całym jego ciele. Tom schodził coraz niżej i niżej, a Billa ogarniała coraz większa euforia. Z jego ust wydobywały się ciche jęki i pomruki. Blondyn przerwał pocałunki i wrócił do pozycji klęczącej, opierając się o pięty. Chwycił czarnowłosego za jędrne pośladki i delikatnie przyciągnął ku sobie, aż w końcu miejsce, w które tak bardzo pragnął zagłębić się Tom było w perfekcyjnym dla niego położeniu. Nogi tego drugiego zwisały bezpiecznie po obu stronach jego bioder. Splunął na palec wskazujący i środkowy, a później naniósł wilgoć własnej śliny wokół kurczowo zaciśniętej obręczy mięśni. Delikatnie wsunął najpierw palec wskazujący, zaznaczając, że to miejsce należy do niego... Następnie dołożył palec środkowy i serdeczny. Wykonywał okrężne, pełne ruchy, aby przygotować ciało kochanka na coś o wiele lepszego, większego, mocniejszego. Jęki Billa stały się głośniejsze, wyraźnie nie mógł się doczekać, aż w całości zostanie wypełniony przez ukochaną mu osobę. Tom nie kazał mu dłużej czekać. Ponownie chwycił go za pośladki i jeszcze mocniej przysunął ku sobie. Lewą ręką podtrzymywał chłopaka, a prawą nakierował swojego penisa we właściwe miejsce. Przymierzył i delikatnie włożył główkę członka. Kiedy nie poczuł żadnego oporu, popchnął mocniej, wywołując tym samym głośny wrzask z ust Billa. Obaj odpłynęli. Czarnowłosy wyprężył swe ciało wygiąwszy plecy w łuk, a blondyn z pozycji klęczącej, cały czas trzymając pośladki Billa, wsuwał się w niego i rytmicznie wysuwał, a kulminacja gwałtownego aktu niechybnie była coraz bliżej. Szybciej i szybciej i mocniej i mocniej. Stróżka potu spłynęła ze skroni Billa, a Tom lubieżnie zlizał ją koniuszkiem języka. Gdzieś w oddali huknął piorun, zwiastujący burzę zaiste przemieniając stare i wysokie drzewo w proch, lecz ich zagubione dusze w objęciach grzechu, pozostawały obojętne na rzeczywistość. Oddechy przyspieszyły, serce zwariowało, wszelkie myśli zniknęły, nie słyszeli nic poza wzajemnymi dźwiękami miłości...
~
Maszerował dość długo, nie robiąc sobie zupełnie nic z później godziny. Można by rzec, że wręcz celebrował chwile z samym sobą, które były mu dane. Przechadzał się uliczkami, wolno wlekąc nogę za nogą. Widział budynki okazałe i zadbane, ale też typowe slumsy, gdzie raczej nie odważyłby się przystanąć na dłużej. Jak ci ludzie mogą tak egzystować? Dlaczego nie sięgają po więcej? Marnują najcenniejszy dar, jaki kiedykolwiek mogli dostać - swoje własne życie. Cóż, nie była to jego sprawa, ale chcąc nie chcąc naszła go refleksja, której nie umiał się pozbyć przez dłuższą chwilę. Z tej zadumy wyrwał go jakiś bliżej niezidentyfikowany krzyk, dobiegający gdzieś z pobliża. "Chyba czas wracać, jeżeli chcę w ogóle wrócić" - jak pomyślał, tak zrobił. Przyspieszył kroku i tym razem już nie uciekał w boczne uliczki i zakamarki, a wyszedł na główną drogę i nie zwalniając tempa obrał kierunek na swoje mieszkanie.
Po około trzydziestu minutach doszedł do pięknie oświetlonej, ale spokojnej i luksusowej dzielnicy. Otaczały go wysokie, majestatyczne budynki, u podnóży których rozciągał się pas zieleni. Tarcza księżyca wyraźnie odbijała się w oszklonych wieżowcach, co przywoływało wrażenie, że dookoła jest jeszcze jaśniej. Bill, nie napawając się długo tymże widokiem, skierował się w stronę jednego z budynków. Stanął pod dużymi, również oszklonymi drzwiami i wszedł do środka za pomocą karty magnetycznej. Na dole, przy ogromnej ladzie recepcyjnej z jasnego drewna, pokrytej połyskującym lakierem, czy inną mazią, której pochodzenia nie był nawet ciekaw, siedział ten sam człowiek, którego widział tu codziennie. Starszy pan, z siwym, bardzo przyjacielskim wąsem, praktycznie bez włosów, ubrany w czarny roboczy, ale elegancki, strój z jakimiś firmowymi naszywkami.
- Dobry wieczór, Henry. - rzucił Bill, a uśmiech sam pojawił się na jego twarzy. Zawsze się pojawiał, kiedy widział tego poczciwego dziadka. Czuł bijącą od niego dobroć. Nigdy nie widział go przygnębionego, albo niezadowolonego. Cóż za niesamowity człowiek... - Wszystko dzisiaj w porządku? - dodał, zachęcając mężczyznę za ladą do odrobiny rozmowy. W końcu siedzi tutaj tyle czasu, nie ma żywej duszy, do której mógłby się odezwać, to chociaż na chwilę przystanie i zamieni z nim parę słów.
- Dobry wieczór, panie Kaulitz. A prawdę powiedziawszy to dzień dobry. Świt nas zaraz tutaj zastanie. Gdzie się Pan tym razem podziewał tyle czasu? Chyba jakiś owocny bankiet musiał być? - wesoło odpowiedział Henry, a uwadze Billa nie umknęło oczko, które mężczyzna do niego puścił, wyraźnie sugerujące, co przez "owocny bankiet" musiał mieć na myśli.
- Zrobiłem sobie mały spacer. Prawdę mówiąc potrzebowałem odizolować się od ludzi, więc, oczywiście bankiet był udany, ale nie w tym znaczeniu, o które mnie podejrzewasz. - odrzekł Bill, wyraźnie zmieszany sugestią recepcjonisty. - A teraz przepraszam, ale pójdę już. Dopada mnie zmęczenie, a jut... dzisiaj, tak dzisiaj, muszę załatwić jeszcze kilka spraw. Dobrego dnia, Henry.
- Wyśpij się i nabierz sił. Dobranoc, synu.
Przywołał windę, poczekał kilka dobrych chwil zanim powolna machina zjechała z 43. piętra i wsiadł. Za pomocą dużych, okrągłych przycisków wstukał liczbę 51 i wyczekiwał tego słynnego dźwięku, zwiastującego przybycie na miejsce.
Wyszedł z windy, skręcił w prawo, przeszedł przez krótki korytarz i stanął pod drzwiami swojego mieszkania. Przekręcił klucz w zamku i pchnął masywne drzwi, po czym wszedł do środka. Wnętrze jego apartamentu było doskonale urządzone. Widać, że zajmował się tym człowiek z dobrym wyczuciem smaku i gustem, a zarazem niebanalnym umysłem. Całość utrzymana była w kolorystyce czerni, szarości i bieli.
Na główną część mieszkania składało się jedno, przestrone pomieszczenie pokryte panelami, które zostało odpowiednio zagospodarowane. Po lewej stronie znajdowała się kuchnia z marmurową wyspą, nad którą wisiały cztery lampki. Kawałek dalej stał duży, biały stół otoczony sześcioma krzesłami, obitymi jakimś szarym, bliżej nie znanym, materiałem. Dalej w głąb można było dostrzec trzy kanapy i niewielki szklany stolik postawiony pomiędzy nimi; na ścianie wisiał pokaźnych rozmiarów telewizor. Na prawo od kanap, na ścianie widniały dwie pary drzwi; jedne prowadziły do całkiem dużej łazienki, w której nie zabrakło wanny, prysznica i hydromasaży, które w końcu czarnowłosy uwielbiał. Całość dopełniało ogromne lustro, zawieszone nad umywalką. Drugie drzwi natomiast były wejściem do jeszcze większej garderoby.
Cóż, Bill stwierdził, że woli mieć ewentualnie za dużo miejsca na swoją kolekcję rzeczy, niż za mało.
Zwieńczenie pięknego mieszkania stanowiły cztery ogromne, sięgające od podłogi do sufitu, okna. Dzięki nim całość nabierała swego rodzaju wręcz majestatycznego wyglądu, a ponadto nie można było narzekać na słabe oświetlenie.
W rogu, prawie równolegle do ostatniego z okien, stały lekko wykręcone schody, prowadzące do sypialni Billa; najbardziej prywatnego i intymnego miejsca, do którego nie wpuszczał nigdy nikogo. Uważał, że to jego azyl i jedyne miejsce nieskażone przez obce ciała. Poza tym, trzymał tam coś, co było bardzo bliskie jego sercu i niespecjalnie chciał, aby to kiedykolwiek ujrzało światło dzienne. Ten pokój, jako jedyny w całym mieszkaniu, był urządzony nieco inaczej. Zamiast ciężkości i surowości, która zdecydowanie dominowała na dole, tutaj można było odnaleźć ciepło i spokój. Ściany pokryte zostały beżowym kolorem, a pośrodku stało duże łóżko z krystalicznie białą pościelą. Obok widniała mała, drewniana szafka, a na niej lampka nocna. Troszkę dalej w głąb stała większa komoda, zrobiona z tego samego drewna, co szafka. Dopełnieniem stał się miękki dywan w jasnych barwach, którym pokryta była cała podłoga.
W sypialni Billa było tylko jedno, średnich rozmiarów okno, zaraz obok łóżka. Lubił czasami położyć się i po prostu zatopić oczy w głębi nieba i świetle gwiazd.
Mieszkanie wyglądało, jakby zostało żywcem wyjęte z najnowszego katalogu i było wystawione na pokaz, a nie rzeczywiście zamieszkałe przez człowieka. Bill przykładał ogromną wagę do wyglądu swojego lokum, także nie mogło być mowy o jakimkolwiek niedopatrzeniu. Czuł się tam jednak dobrze, a chyba o to najbardziej chodzi we własnym M, nieprawdaż?
Bill coraz mocniej odczuwał dopadający go sen. Szybko wskoczył pod prysznic, spuścił na siebie strumień letniej wody i przetarł rękami twarz, aby pozbyć się jej nadmiaru z okolic oczu. Sięgnął na półkę po żel i zaczął dokładnie wmasowywać w swoje nagie ciało. Kiedy przyszło mu umyć swoje części intymne, złapał się na tym, że odczuł dziwny dreszcz w momencie kontaktu jego ręki z przyrodzeniem. Już dawno nie zaznał żadnej przyjemności seksualnej. Jakiś czas temu miał kochanka, który był totalnym przeciwieństwem jego własnej osobowości. Może dlatego właśnie to z nim zdecydował się na odrobinę szaleństwa? Niepoprawny fotograf, młody, ambitny, bez zmartwień... Jednak Bill potrzebował tylko seksu, odrobiny przyjemności i zaspokojenia swojej żądzy, a tamten z kolei zaczął się angażować zbyt mocno. Chcąc, nie chcąc, czarnowłosy musiał ukrócić tę znajomość, bo nie potrafił dawać złudnych nadziei. I tak, od tamtego czasu żyje w celibacie, chociaż już nie potrafi ukrywać sam przed sobą, że coraz bardziej zaczyna mu to doskwierać.
Opłukał się kolejny raz z rzędu, jakby dając sobie przyzwolenie na jeszcze odrobinę luksusu w postaci prysznica i wody spływającej po jego ciele. Kiedy jednak stwierdził w końcu, że chęć przytulenia poduszki jest zbyt silna, zakręcił kurek i chwycił wiszący koło kabiny, czerwony ręcznik frotte. Wytarł się nim bardzo dokładnie, a później rzucił niedbale na kafelki i udał się do swojego łóżka. Lubił spać nago; czuł się wtedy całkowicie zrelaksowany. Położył się na boku, jedną rękę zginając w łokciu i chowając pod poduszkę. Nie wiedział jeszcze, jakie sny nawiedzą go tym razem...
~
"Hej Tom... Minął już prawie miesiąc odkąd Cię zabrali, a ja ciągle nie umiem w to uwierzyć. Nie radzę sobie, rozumiesz? Nawiedzają mnie noce koszmary; raz widzę, jak ktoś robi Ci krzywdę, innym razem krzywdzącą osobą jestem ja... Popadam chyba w paranoję, ale to wszystko z tęsknoty, z żalu, z bólu. Obiecałem Ci, że Cię odnajdę! Obiecałem... Pluję sobie w twarz, ale już nie jestem pewien, czy obietnicy dotrzymam. Nie potrafię zapanować nad sobą, czuję się, jakby ktoś wyrwał mi duszę i tak naprawdę nie chce mi się żyć. Wczoraj udało mi się zdobyć trochę koksu, mam zamiar to wciągnąć i się ujebać, może resztki serca, które we mnie zostały rozpierdolą się w drobny mak, a ja nie będę już nic czuć... Tak, to zdecydowanie by mi pomogło. Wiem, że byś tego nie poparł, zabronił mi... Pewnie najpierw byś na mnie nawrzeszczał, że co ja sobie w ogóle myślę i kim ja jestem, a następnie nasze usta złączyłyby się w błogim pocałunku i już wszystko było by dobrze. Ale Ciebie tu nie ma, więc już nie możesz mnie chronić... Kto wie, może to ostatni list, jaki przyszło mi napisać. Jeżeli umrę, ktoś będzie wiedział, że te wiadomości musi dostarczyć Tobie. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Twój Bill."
~
Siedział na dużym tarasie przed domem i wpatrywał się w kołyszące się na wietrze korony drzew. Do jego nozdrzy wpadał przyjemny zapach kwiatów, a balsamem dla uszu okazał się być śpiew okolicznych ptaków. Przed nim rozpościerał się duży ogród, dosłownie tonący w zieleni.
Tak naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatni raz mógł pozwolić sobie na odrobinę takiego luksusu. Nigdy nie miał na to czasu. Ba, teraz tego czasu będzie jeszcze mniej; ślub to nie przelewki. Trzeba przygotować salę, listę gości, suknię, garnitur i masę innego tałatajstwa, którym nie miał ochoty się zajmować. Tak naprawdę to nawet nie był przekonany, że jest gotowy, aby wstąpić w związek małżeński, niemniej jednak pozycja, zawód i rodzina bardzo od niego tego wymagały. "Marny ten mój żywot..." przemknęło mu przez myśl, ale zaraz otrząsnął się z tego, bo w sumie był w miejscu, którego pozazdrościć mógł niejeden. Jego wewnętrzną walkę z samym sobą przerwał wyraźny dźwięk dochodzący z domu;
- Tommy! Tommy, kochanie, gdzie jesteś? - brzmiał spokojny i delikatny głos. - Byłam z Jess na kawie i zasugerowała mi, abym zamówiła suknię u jakiegoś projektanta, żeby była wyjątkowa i niepowtarzalna. Co o tym myślisz?
Nienawidził, kiedy ktoś zdrabniał jego imię w ten sposób.
- Emily, dla mnie to bez znaczenia, we wszystkim będziesz dobrze wyglądać. - odpowiedział Tom, stając w drzwiach tarasu. - Poza tym tą suknię założysz tylko dwa razy w życiu... No może trzy.
- No wiesz co! - burknęła szatynka, wyginając usta w grymasie niezadowolenia. - Przecież to jest najważniejszy dzień w naszym życiu, czyż nie? Wszystko musi być perfekcyjne...
Młoda kobieta podeszła do narzeczonego i popatrzyła mu w oczy;
- Ty dzisiaj jakiś nie w humorze jesteś, hmm? Pójdę zrobić Ci gorącą kąpiel, rozluźnisz się troszkę. A jak będziesz chciał, to dołączę. - oznajmiła, wspinając się na palce i składając delikatny pocałunek na ustach ukochanego, aby zaraz odwrócić się i skierować w stronę ich wspólnej łazienki. Na odchodne Emily puściła Tomowi jeszcze oczko, wyraźnie sugerując, że "a jak będziesz chciał", znaczy "wiem, że chcesz". Mężczyzna powiódł wzrokiem za oddalającą się sylwetką kobiety; uważał ją za niewinną i dobrą istotę, wiedział, że ona bardzo go kocha.
Pluł sobie w twarz, że on nie może pokochać jej, tak jak na to zasługuje.
No cóż. Przeczytałam i już mogę zacząć swój monolog xD
OdpowiedzUsuńZacznę od najgorszego ;) Znalazłam jeden, czy dwa błędy w pisowni, ale ogólnie nie jest źle :D
Po drugie: W końcu znalazłam kogoś, kto pisze dłuższe zdania ode mnie! Haha Bardzo zwracam uwagę na tego typu rzeczy u siebie. Jak w zdaniu pojawia się więcej, niż 3. inf. to już to poprawiam, żeby nie pisać zdania na cztery/pięć linijek, bo można się w tym zgubić. Tobie najwidoczniej nie przeszkadzają takie długie zdania, choć muszę przyznać, że jak dla mnie, to rzeczywiście się ciężko je czyta, by się połapać. U cb nie znalazłam zdań na pięć linijek, nie wpatrywałam się aż tak, mówię tylko ogólnie, jak jest. Także spoko :D
Trzecie: Używasz baaaardzo dużo opisów. Napisałaś na 2 i pół strony inf. że Bill idzie do domu, mówi dwa zdania do recepcjonisty, bierze kąpiel i idzie spać. :o To jest coś niemożliwego, choć, jak widzę, jest to możliwe xD Podejrzewam, że jest tak, ponieważ to pierwszy odcinek i chciałaś wszystkich naprowadzić na na pewno istotne rzeczy, jak wiszące cztery lampki w kuchni xD Dla mnie - nie wiem, jak dla innych - wystarczyła mi inf. o tym, że mieszkanie wyglądało jak z katalogu, na pokaz. :)
Piszesz bardzo szczegółow - tak, jak mi się czasem zdarzy - więc nie mam nic do tego xD Jest okay.
Chyba tyle z krytyki, mam nadzieję, że przyjmiesz ją dobrze, ponieważ zawsze piszę to, co myślę naprawdę :)
Więc teraz ogólnie: Całość mi się podoba. Zarys sensu, jakiego się domyślam, też mnie bardzo zainteresował. Szczególnie to, że Tom zaraz będzie mężem, a Bill zapewne go odnajdzie i będzie problem, albo Tom ucieknie sprzed ołtarza, bo przeczyta list. (chyba, że Bill pisze do szuflady - to zmienia postać rzeczy xD) Tak. Chyba tyle. Podoba mi się i nie mogę się doczekać następnego odcinka :) Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
Ja bardzo lubię, jak główni bohaterowie mają tło, a nie żyją w pustym świecie - stąd te szczegółowe opisy i pozornie mało ważne dialogi. :) Raczej tego nie potrafiłabym zmienić w swoim tekście. Chociaż czasami takie detale przydają się, bo niektóre z nich można fajnie wykorzystać.
UsuńListy - tu masz rację - Bill pisze "do szuflady", ale z konkretnego powodu, o którym wspomnę w bliższej przyszłości. I z pewnością jak tych dwoje się spotka, to życie i jednego i drugiego zostanie wywalone o sto osiemdziesiąt stopni.
O kuźwa :o Ale sie rozpisałam :o Sorki xD Nie umiem czasami pisać w skrócie :o
OdpowiedzUsuńZważywszy na fakt, że w komentarzu pod częścią mojego opowiadania określiłaś mnie jako jedną ze swoich inspiracji, czuję się zobowiązana zostawić tutaj po sobie ślad ;) Choć cierpię na chroniczny brak czasu i nie mam go nawet wystarczająco na pisanie, gdzie już o czytaniu nie wspomnę, to jednak postanowiłam tu zajrzeć. Doceń to! ;) No dobrze, oczywiście żartowałam.
OdpowiedzUsuńNa wstępie mała uwaga, chodzi o błędy, jakie mnie zabolały: oboje – piszemy odniesieniu do kobiety i mężczyzny, jeśli zaś chodzi o dwóch mężczyzn, piszemy obaj. Sprawa druga „dreszcze przeszedły” – przeszły. „bliżej nie znanym” – nieznanym, jakim? Nie z przymiotnikami piszemy razem. Reszty drobiazgów się nie czepiam, ale tego Ci nie daruję.
Na tę chwilę nie potrafię ocenić fabuły, ponieważ wiadomo, jest to pierwszy odcinek, jaki zazwyczaj wprowadza nas dopiero w świat bohaterów. Nie wiem, być może gdzieś to nadmieniłaś, ale nie pamiętam, czy tu chłopcy są braćmi, czy jedynie kochankami. Zastanowiło mnie stwierdzenie Billa; „Minął już prawie miesiąc odkąd Cię zabrali”, nie wiem, czy faktycznie był zabrany siłą, ale sądzę, że nie, że to jedynie miało wybrzmieć z ust Billa tak desperacko. Jak mniemam dla dobra rodziny, pozycji społecznej itp. jest zmuszany go do ślubu wbrew jego woli i jak zakładam, do tego ślubu nie dojdzie chociaż… ciekawiej by było jednak, gdyby doszło. Pomyśl nad fabułą, chyba, że masz już cały plan w głowie. Mi zazwyczaj rodzą się dziwne pomysły w trakcie. Będę zaglądać i jednocześnie zapraszam na mój drugi blog z opowiadaniami typowo hetero. Pozdrawiam!
Dzięki za zwrócenie uwagi co do błędów - staram się wszystkie wyłapywać po szkicu, ale najwyraźniej jeszcze muszę nad tym popracować. :) Twój drugi blog czytam, ale stwierdziłam, że komentarz tam zostawię, jak skończę (tj. jak dojdę do ostatnio opublikowanego odcinka).
UsuńMasz rację, że to zdanie o Tomie tylko brzmiało desperacko ze strony Billa. O to chodziło. Co do więzów krwi - tutaj specjalnie pominęłam ten fakt, w sumie wszystko wyjaśnia się w drugim odcinku. :)
Mam pomysł na fabułę, a właściwie jego zarys, chociaż pewnie wszystko i tak okaże się podczas pisania. Pozostaje czekać. :)
Tak jak obiecałam, tak piszę...
OdpowiedzUsuńNo powiem Ci, że jestem ciekawa jak ta historia dalej się rozwinie. Póki co nie chciałabym jeszcze komentować jakoś bardzo fabuły, bo jest na to dla mnie przynajmniej trochę za wcześnie.
Jedyne co ci powiem to to, że ja osobiście bardzo lubie kiedy w opisach zbliżeń pojawiają się emocje, gdy to nie jest tylko zwykły, suchy seks. Tutaj mi tego trochę zabrakło, ale... każdy tez lubi coś innego ;>
Jak zaczęłam czytać (chyba wczoraj xD) to zauważyłam kilka błędów, ale najwyraźniej już zostały poprawione lub tym razem miałam zaćmienie umysłu Haha :P
No ale nic... z chęcią zajrzę tutaj aby przeczytać kolejny rozdział i poczekam na jakiś rozwój akcji :)
Życzę weny i... do zobaczenia :)
Kwestia seksu jest dla mnie najtrudniejsza, bo to mój debiut, jeżeli chodzi o seks dwóch mężczyzn. Myślę, że kwestia wczucia się w temat. Co do błędów - od czasu publikacji nic nie poprawiałam, ale mi też czasami coś znika, co w rzeczywistości jest, haha. :) Dzięki za opinię!
UsuńOh kocham to, jedne z nie wielu opowiadań, które naprawdę mnie wciągnęło. Nie mogę doczekać się następnych rozdziałów
OdpowiedzUsuń